To wszystko – czas na pokaz!
Wszystkie te tygodnie siewu, wzrostu, pielęgnacji i pielęgnacji wreszcie doszły do skutku. Produkt był na stole, a sędziowie podjęli decyzje. I powiem wam co – jestem zachwycona.
OK, 30 minut, jakie zajęło wydobycie pasternaku z ziemi, było bolesne (zadrapania na przedramionach i wszędzie błoto) i niestety nie zakończyło się happy endem – większość była albo za duża i popękała, albo miała małe łaty raka. Wywaliłem jednak trzy – i zdobyłem drugą nagrodę!
Moje marchewki były kiepskie – znowu wyszły dwie bez skazy i „zagrały” nimi w mojej kolekcji – chwalebna trzecia nagroda w zaciętej klasie.
Shallots – ładnie wyschły, ale z około pięćdziesięciu udało mi się zebrać tylko dziewięć, które wyglądały podobnie. Ponownie godne uznania trzecie miejsce w zatłoczonej klasie.
Teraz moje główne sukcesy – mała (poniżej 250g) cebula. Pierwsza nagroda z trzema pękającymi czerwonymi promieniami. Pięknie wysuszone, zawiązane i wyeksponowane (choć sam tak mówię). Dahlia – duża (o średnicy ponad 8 cali) nie tylko wygrała klasę, ale została również nagrodzona najlepszym okazem kwiatowym na wystawie. To pierwsza sztućce. Dalej moje mieczyki, skrzynka bratków, begonie włókniste (moje trzy eksponaty zajęły pierwsze, drugie i trzecie miejsce!), begonia bulwiasta, jedna lub trzy okazałe fuksje, gałązka wiecznie pachnącego groszku i jeszcze kilka dalii różnej wielkości dla swoich klas – mnóstwo pierwszych miejsc = jeszcze dwa puchary!! Tak, trzy trofea. Ale to nie koniec!
Lubię dobrze wyglądającą kolekcję warzyw i kwiatów – aw planie zajęć były zajęcia właśnie na taką kolekcję. Zebrałam cudowną kolekcję selerów (trzy główki), kilka super mieczyków (pięć w metalowym wazonie), więcej tej czerwonej cebuli i trochę ładnie wyglądających kolorowych ziemniaków. A wyniki? Pierwsze i ……kolejne trofeum!
Więc to cztery trofea, piętnaście pierwszych, osiem sekund i pięć trzecich. Nie będę wchodził w mroczny świat, ile pieniędzy wygrałem – ale nie trzeba dodawać, że prawdopodobnie nie pokryło to kosztów benzyny i parkowania mojego Mini po sześciu przejazdach do iz mojego ogrodu do świetlicy wiejskiej! Ale kogo to obchodzi, nie byłem w tym dla pieniędzy.
Wspaniale było patrzeć, jak ławki uginają się pod ciężarem naszych (wystawców) begonii, dużych cebul i kompozycji kwiatowych. Wspaniale było słuchać reakcji gości. No i oczywiście cudownie było zjeść domowe ciasto cytrynowe i napić się herbaty z tej wyjątkowej dla wiejskich sal zielonej filiżanki i spodka.
To był wspaniały dzień – pracowity i męczący – ale cudowny. Ale czy zrobię to ponownie w przyszłym roku…….nigdy nie wiadomo!